O
cholera, co ja narobiłam. Aaron się żeni, a ja się z nim całuję. Ramsey jest
najważniejszą osobą w moim życiu. Zawsze był przy mnie, zawsze mnie wspierał,
pomagał, po prostu był. Nie wiem, co się ze mną dzieje, nie mogę przestać o nim
myśleć. Od piątku leżę w łóżku i patrzę się tępo w ścianę. Czy ja go kocham? O
mamo..
Aaron
cały czas dzwoni, pisze, próbuje się ze mną skontaktować, lecz ani razu nie
podniosłam słuchawki. Dzisiaj miałam iść z piłkarzami wybrać garnitur dla
Walijczyka. Zastanawiałam się czy iść czy nie iść. Nagle dostałam smsa 'Salon Classy na Angel Street. Przyjdź, proszę'.
Chwilę się namyśliłam, lecz postanowiłam iść. Wybiorę mu najlepszy garnitur, z
najlepszym krojem i kolorem. Będzie wyglądał pierwszorzędnie, w końcu to jego
ślub. W domyśle pierwszy i ostatni. Wyjdzie za Colleen i będzie szczęśliwy, ja
nie będę zabierać mu tego szczęścia. Nie mogę.
Weszłam
do dużego salonu sukien ślubnych i garniturów, sprzedawczyni pokazała mi boks,
w którym byli już chłopacy.
- Hej.
- powiedziałam i przywitałam się z Theo i Olivierem. - Gdzie przyszły pan
młody?
-
Przebiera się. Wybraliśmy mu kilka i teraz przymierza. Padniesz jak zobaczysz.
- powiedział ze śmiechem Theo.
- Na
pewno. - odpowiedziałam prawie bezdźwięcznie. Usiadłam na jednym z
ciemnofioletowych foteli i czekałam aż pokaże nam się Aaron. Po chwili kotarka
się rozsunęła i w popielatym fraku wyszedł Walijczyk.
- Nie!
- krzyknęliśmy równocześnie i zdezorientowany Aaron wrócił do przymierzalni. To
nie był dobry wybór, na pewno nie.
-
Olivier mam do ciebie prośbę. – zaczęłam, a zaciekawiony Francuz spojrzał na
mnie. - Zostań świadkiem Aarona, on nie może zostać bez niego. Nie w takim
dniu, a ty jesteś jego przyjacielem i zrób to dla niego. Proszę.
-
Nadine, ale wy przecież..
- Aaron
się żeni, musimy go wspierać.
- Okej,
niech będzie. Ale ja nadal nic nie rozumiem.
- Nie
musisz rozumieć, po prostu go wspieraj.
- I
jak? - usłyszeliśmy pytanie i spojrzeliśmy w jego stronę Walijczyka. Wyglądał
źle, ja nawet nie wiem, jaki to był kolor. Gołąbkowy? Masakra.
- Nie.
- pokiwałam głową a niezadowolony piłkarza wrócił się przebierać. Po chwili
słychać było jego krzyk.
-
Jesteście pewni, że ten trzeci też mam przymierzać?
- Tak!
- odpowiedzieli równo i przybili sobie piątkę. Spojrzałam na nich pytająco, a
ci wzruszyli teatralnie ramionami. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie tego.
Oli z Theo mieli niezły ubaw a ja nie wiedziałam czy się śmiać czy płakać.
Pomarańczowy garnitur na ślub, serio?! Jak dobrze, że ja tam byłam. Pewnie
gdyby mnie nie było to ubraliby go jak klauna na własny ślub.
- Matko
Boska, czy ty się w ogóle w lustrze widziałeś? - zapytałam
zrezygnowana. Wstałam z miejsca i podeszłam do wieszaków z innymi
kompletami. Po chwili wybrałam jeden. Cały czarny, z białą koszulą i muszką. -
Spróbuj ten. - powiedziałam i wręczyłam go Ramseyowi. Po około dziesięciu
minutach wyszedł z przymierzalni i wreszcie wyglądał jak człowiek. Podeszłam do
niego, poprawiłam marynarkę w ramionach i spojrzałam na jego zarośniętą twarz.
-
Będziesz najprzystojniejszym panem młodym. - delikatnie się uśmiechnęłam i
poprawiłam mu muszkę. - Olivier zgodził się zostać świadkiem. Wszystko będzie
idealnie.
-
Nadine..
- Och
jak idealnie pan wygląda! Dla pani wybierzemy zaraz jakąś piękna suknie i
będziecie państwo wyglądać jak z obrazka. - zawołała sprzedawczyni.
- Ja
nie jestem panną młodą, więc dziękuję, ale sukni nie potrzebuję. Na pewno nie
teraz.
- A to
proszę mi wybaczyć, tak pięknie państwo razem wyglądacie.
- Wezmę
ten garnitur. - powiedział Walijczyk i objął mnie ramieniem. - Dziękuję za
pomoc.
- Nie
ma, za co, jeżeli będzie to twój jedyny ślub musisz wyglądać najlepiej.
Powtarzałam,
że się cieszę z powodu tego ślubu, że chcę żeby był szczęśliwy, ale tak
naprawdę od środka mnie rozdzierało. Bałam się, że źle robi, że będzie
tego żałował. Ja chcę żeby był szczęśliwy, tylko tyle. Bez względu czy z
Colleen czy ze mną czy z kimkolwiek innym.
***
Wybrałem
garnitur, powysyłałem zaproszenia na ślub. Ten wielki dzień zbliżał się coraz
większymi krokami. Próbowałem zapomnieć o tym pocałunku, zapomnieć o tym, co
poczułem. Nadine zachowywała się jakby nic się nie stało. Nie wiem czy naprawdę
tak sądzi czy po prostu to ukrywa. Ja się żenię, podjąłem taką decyzję. Kocham
Colleen i chcę zostać jej mężem. Czasami zastanawiam się czy przypadkiem się
nie okłamuje, ale mam nadzieję, że nie.
Nadine
od kilku dni nie czuła się dobrze, chyba się przeziębiła i siedziała w domu bez
jakichkolwiek zakupów. Po skończonym treningu pojechałem do supermarketu i
zrobiłem jakieś podstawowe zakupy. Wędliny, pieczywo, warzywa i owoce.
Wjechałem jeszcze do restauracji i kupiłem obiad dla Nadine. Późnym wieczorem
podjechałem pod dom Angielki. Zapukałem kilka razy i po chwili drzwi się
otworzyły.
- Mam
zakupy i kolacje. Głodna?
- Nie,
w ogóle nie jestem. Masakrycznie się czuję. - powiedziała i przetarła nos
chusteczką.
- Może
zadzwonić po lekarza?
- Nie,
przejdzie mi. Do twojego ślubu na pewno.
- Nad
chciałbym o tym porozmawiać.
- Nie
mamy, o czym. To twoje życie. Zrobisz, co zechcesz. Jak lubisz popełniać błędy
to bardzo proszę. - syknęła.
- O co
Ci chodzi? Odkąd się dowiedziałaś, od ponad miesiąca cały czas powtarzasz mi,
że źle robię żeniąc się z Col.
- Nie
chcę żebyś tego żałował. Nie znacie się. Co o niej wiesz? Aaron nie popełniaj
tego błędu. Może się okaże, że jest zupełnie inną dziewczyną niż mówi.
-
Proszę Cię. Czego mam się bać? Że okaże się agentką MI6 czy rosyjskim szpiegiem?
Nie wygłupiaj się.
- Nie
chcę żebyś cierpiał tak jak ja. – powiedziała ciszej, a w jej oczach
dostrzegłem łzy.
- Jak
ty?
-
Rozwodzę się. – powiedziała jeszcze ciszej.
- Co
powiedziałaś? – ledwo wydusiłem z siebie to pytanie.
- To,
co słyszałeś.
- Od
miesiąca nadajesz mi, że mam się nie żenić, bo jej nie znam, a sama w rok
zdążyłaś wyjść za mąż i się rozwiedź. To jest jakaś paranoja. – nie wierzyłem w
to, co słyszałem. Nadine mężatką? Jak, kiedy, z kim?
-
Przeżyłam piekło. – powiedziała przez łzy, chciałem coś powiedzieć, ale nie
potrafiłem wydusić z siebie słowa. – Johna poznałam trzy miesiące po
przyjeździe do Nowego Jorku, był przystojny, czarujący, bogaty. Zakochałam się
w nim jak głupia. Robił mi prezenty, zabierał w podróże po całych Stanach.
Zamieszkałam w nim w pięknym apartamentcie na Manhattanie z widokiem na Central
Park. Było cudownie, miałam wrażenie, że jestem w jakiejś bajce. Oświadczył mi
się po trzech miesiącach znajomości, ślub wzięliśmy dwa tygodnie później w
urzędzie. Z każdym tygodniem bajka się sypała. Pewnego dnia wrócił zdenerwowany
ze spotkania z klientami, był trochę napity, akurat skończyłam z Tobą
rozmawiać. Wściekł się i mnie uderzył. – mówiła cała się trzęsąc, z każdym
następnym jej słowem nogi coraz bardziej się pode mną uginały. – Później
przepraszał, powtarzał, że to się nigdy więcej nie powtórzy. Uwierzyłam mu. Ale
uderzył mnie drugi raz, trzeci. Za każdym razem, gdy z Tobą rozmawiałam.
Dlatego przestałam się odzywać. Bałam się.. W końcu pobił mnie tak, że jak
upadłam nie mogłam już wstać. Chwycił pustą butelkę od whiskey rozbił ją i
dźgnął mnie. Wyszedł i zostawił mnie samą. Doczołgałam się po telefon i
przyjechała policja, pogotowie. Zabrali mnie do szpitala, opatrzyli, zrobili
obdukcje, złożyłam zeznania. Następnego dnia go zatrzymali, siedzi do dzisiaj,
czeka na proces. Między czasie zdążyłam złożyć papiery rozwodowe i wrócić
tutaj, do Londynu. – cały czas się trzęsła, łzy spływały jej po policzkach.
Usiadłem obok niej i mocno przytuliłem.
- Nie
płacz, jesteś już bezpieczna. Jego już nie ma. – powiedziałem szeptem i ująłem
jej twarz w dłonie. Kciukami ścierałem kolejne łzy, jej malinowe usta drżały.
Spojrzałem w jej piękne, ale smutne oczy i wiedziałem, że jeżeli teraz tego nie
zrobię będę żałował tego do końca życia. Zbliżyłem swoją twarz do jej i
pocałowałem. Delikatnie i powoli muskałem jej usta. Po chwili odwzajemniła
pocałunek. Z każdą sekundą stawał się on coraz bardziej namiętny. Popchnąłem ja
delikatnie do tyłu i Angielka oparła się o kolorowe poduszki. Ułożyłem rękę
obok jej głowy i wyszeptałem
- Nie
pozwolę Cię już skrzywdzić, nikomu.
Pocałowałem
jej usta, nosek, czoło, włożyłem rękę pod różowy materiał bluzki i szybko ją z
niej ściągnąłem. Zacząłem ją całować po całym ciele, gdy dostrzegłem średniej
wielkości bliznę na podbrzuszu zamarłem.
- Czy
to..? – Nadine delikatnie potrząsnęła głową. Co za sukinsyn! Jakbym tylko go
dorwał to nie przeżyłby tego spotkania. Jak można tak skrzywdzić moją Nad, że
ja się niczego nie domyśliłem. Mogłem tam lecieć, sprawdzić, dlaczego się nie
odzywa. Jaki ze mnie idiota!
Nachyliłem
się i pocałowałem zranione miejsce. Nad uniosła ręce i chwyciła za moją czarną
koszulkę i szybką ją ze mnie ściągnęła. Naparłem na nią cały ciałem i ponownie
pocałowałem w usta. Angielka wplotła swoje dłonie w moje włosy i oplotła nogami
moje biodra. Podniosłem się, cały czas ją całując udałem się do sypialni i
rzuciłem ją na łóżko. Równocześnie pozbyliśmy się z siebie jeansów. Położyłem
się obok i przyciągnąłem do siebie. Chwyciłem za haftkę od koronkowego
biustonosza i jednym szybkim ruchem odpiąłem go. Chciałem mieć ją tylko dla
siebie. Pragnąłem jej w tym momencie jak jeszcze nikogo innego. Każdy skrawek
jej ciała, błysk w oku był wyjątkowy. Marzyłem żeby była tylko moja.. Nie
liczyło się nic, tylko ona. To, że za dwa miesiące miałem się żenić kompletnie
mnie nie obchodziło.
***
Obudziłam
się rano w wyśmienitym humorze. Powiedziałam mu wreszcie prawdę, tak bardzo
wcześniej chciałam to zrobić, ale bałam się jak zareaguje. A tym czasem
wylądowaliśmy razem w łóżku. Czy jestem z siebie dumna? Nie wiem, nigdy się nad
tym nie zastanawiałam. Chciałam jego bliskości, żeby był blisko. Miał się
żenić, a to nie ułatwiało sytuacji. Ani przez minutę nie żałowałam tej nocy.
Wpatrywałam się w jego lekko zarośnięte policzki i nie mogłam wyjść z podziwu,
że to wszystko się wydarzyło.
-
Obudziłabyś mnie a nie wpatrujesz się we mnie od piętnastu minut. – powiedział
nie otwierając oczu.
- Skąd
wiesz? – zapytałam.
-
Czuje. – odpowiedział spokojnie i otworzył oczy. – Dzień dobry księżniczko. –
wstał na łokciach i mnie pocałował, czułam jak moje policzki przybierają kolor
purpury. – Lubię jak się rumienisz. – pocałował mnie w czoło i sprawił, że po
chwili siedziałam na nim okrakiem.
- Nie
masz dzisiaj treningu?
- Nie,
jestem cały Twój.
- A Col?
- W
Australii. Wyleciała w nocy, mają jakąś ważną konferencję.
- Ty
się żenisz, my nie powinniśmy. – powiedziałam i się do niego przytuliłam.
- Cii –
położył mi palec na ustach. – Masz rację, to byłby błąd. Ogromny błąd.
- Ale..
- Ale
ty dzisiaj marudzisz. – dodał ze śmiechem i zaczął mnie łaskotać.
- Aaron
nie proszę. – ledwo mówiłam przez śmiech. Nagle zabawę przerwał nam dzwonek do
drzwi. Piłkarz spojrzał na mnie pytająco, podniosłam się z łóżka, założyłam na
siebie szlafrok i poszłam otworzyć. W progu stało dwóch mężczyzn w różnym
wieku, jeden był straszy od drugiego i byli swoim kompletnym przeciwieństwem.
Jeden brunet, drugi blondyn.
- Dzień
dobry, pani Nadine Smith? – zapytał młodszy.
- Tak,
to ja. – odpowiedziałam poprawiając ubranie.
- Agent
Wilson i McDonald. Możemy wejść? – zapytali pokazując legitymacje służbowe.
-
Oczywiście.
-
Agentka Parker chce się z Panią widzieć. Mamy Panią zawieść do ambasady.
- W
jakim celu? – zapytałam zaniepokojona.
- Nie
wiemy, naszym zadaniem jest dostarczyć Panią w jednym kawałku.
-
Pozwolicie Panowie, że się tylko ubiorę.
Szybko
założyłam na siebie ciemne jeansy i wzorzystą koszulkę. Między czasie
poinformowałam Aarona, co i jak. Sam zaczął się ubierać, bo uznał, że nigdzie
samej mnie puści. Po około pół godzinie dotarliśmy do ambasady. Serce biło mi
jak oszalałe, miałam złe przeczucia. Bałam się, że coś się stało… że bodaj Boże
John wyszedł z aresztu. Całą drogę Walijczyk mocno ściskał moją dłoń, dodawał
mi odwagi, której w tej chwili tak bardzo mi brakowało.
-
Witam, niestety nie mam dobrych wiadomości. – powiedziała agentka Parker.
- Coś
się stało? – zapytałam zaniepokojona.
- Pan
Lewis wyszedł za kaucją i do procesu pozostanie wolny. – zrobiło mi się gorąco
i duszno, miałam wrażenie, że zaraz się przewrócę. Kobieta chyba to zauważyła,
bo szybko nalała do szklanki wodę i mi ja podała. – Rozprawa odbędzie się mniej
więcej za półtora miesiąca. Wątpię żeby Pani mąż był aż na tyle głupi żeby tu
przyjeżdżać, ale proszę na siebie uważać. Ale mam też trochę lepszą wiadomość,
za tydzień odbędzie się posiedzenie, na którym sąd zatwierdzi Pani wniosek o
rozwód. Uwolni się Pani już na zawsze od tego typa. Gdyby Pani coś zauważyła,
coś niepokojącego się wydarzyło proszę od razu dzwonić.
-
Dobrze, dziękuję. – uścisnęłam jej dłoń i wyszłam z gabinetu.
-
Będzie dobrze słyszysz? – powiedział piłkarz i mocno mnie przytulił. – Nie
pozwolę żeby coś Ci się stało.
- Za
niedługo masz ślub, tym się zajmij. Ja sobie poradzę.
Nie
wiem, dlaczego tak powiedziałam. Chciał dobrze, a ja postąpiłam jak idiotka,
zazdrosna idiotka. Nie zważając na niego ruszyłam przed siebie, pojedyncza łza
spłynęła mi po policzku, po całym piętrze rozchodził się tupot moim obcasów.
Stanęłam przy windzie i nerwowo zaczęłam dusić mały guziczek. W końcu metalowe
drzwi się otworzyły i weszłam do środka, w ostatniej chwili dołączył do mnie
Ramsey.
- Nie
będzie żadnego ślubu. – powiedział krótko. – Odwołam wszystko.
-
Aaron..
- Nie,
masz rację. Zdecydowałem się za szybko, zbyt pochopnie, jestem szczęśliwy, ale
nie tak jakbym chciał. To ty jesteś moim szczęściem. Przez tyle lat nie
potrafiłem tego zrozumieć. – stanął przodem do mnie i chwycił moją twarz w
dłonie. – Zaopiekuję się Tobą, obiecuję. – krótko mnie pocałował, a następnie
przytulił.
No i w końcu ten człowiek przejrzał na oczy! W prawdzie okoliczności są nie zbyt ciekawe, bo ten rozwód i John :/ Mam nadzieję, że Aaron teraz jej nie wypuści tak łatwo :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny, buziaki ;*
Oooooo <3 Jak cudownie, że oboje przejrzeli na oczy! Nie podejrzewałabym, że Nad przeszła coś tak strasznego... Biedactwo. Ale teraz mam nadzieję, że Aaron się nią należycie zajmie. ;) Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, kochana ;*
OdpowiedzUsuńJaka mieszanka uczuć. Niby płakać się chce, później śmiać, a później znów jakiś stres... O rany! Zwariuję. Co się dzieje... Jeszcze takie okoliczności zachodzą. Wyjątkowe...
OdpowiedzUsuńWarto było czekać. Oj warto!
OdpowiedzUsuńSzczerze? Wiedziałam, że coś się stało. Każdy to przypuszczał. Byłam pewna co do rozwodu i niemal stawiałam głowę na to, że facet ją bił (co prawda liczyłam też na alkoholika, ale to już inna sprawa xd), ale z tym dźgnięciem przeszłaś samą siebie. Naprawdę! Do tego scena, na którą tyle czekałam. I dobrze wiesz, o którą mi chodzi!
Ten rozdział jest naprawdę idealny, wiesz słońce? Więcej takich!
Cieszę się, że oboje przejrzeli na oczy. Już nie mogę doczekać się miny Oliego i Theo, jak Aaron odwoła ślub. Colleen zresztą też. Pewnie wpadnie w szał i zacznie rzucać na prawo i lewo tymi swoimi pożal się Boże książkami. No ale nic. Niszczyła Aaronka, teraz Aaron zniszczy ją. Hyhyhy ;)
Nigdy nie widziałam pomarańczowego garnituru, wiesz? Ale że wierzę w stwierdzenie 'ładnemu we wszystkim ładnie', to Aaron nie mógł wyglądać tak masakrycznie, prawda? Trzymam się tej nadziei.
Na koniec dodam, że nie jestem zadowolona z tego komentarza. Szczególnie, że umieszczam go pod tak wspaniałym rozdziałem. Ale mam nadzieję, że mi wybaczysz!
Weny, weny i jeszcze raz weny! Trzymał się słońce ;**
No i się doczekałam! I wiesz, że jak wyszła ta sprawa z tym mężulkiem, który wyszedł za kaucją, to w myślach było: "- Nie będzie żadnego ślubu!" Ja też jednak jestem jasnowidzem <3
OdpowiedzUsuńI teraz wystarczy poczekać na pozytywną reakcję chłopaków na to oraz cokolwiek ze strony niedoszłej panny młodej, o! :D
Czekam na kolejny rozdział ;***
o boże przenajświętszy. jakim cudem Nad miała męża?? :OOOOOO a to skurwiel........ Aaron, zaopiekuj się nią <3
OdpowiedzUsuńi ten ślub... uh.
czekam na kolejny!!