piątek, 24 lipca 2015

Nine.

Mecz ku naszej radości skończył się dla nas pozytywnym rezultatem. Wywodziliśmy z Manchesteru trzy punkty, bardzo ważne dla nas w tym momencie sezonu. Wśród całej drużyny panowała radosna atmosfera. Podczas podróży na lotnisku chłopaki śmiali się, żartowali, robili wspólne zdjęcia. Jedynie ja nie potrafiłem się cieszyć wygraną. Mimo rozegrania pełnych dziewięćdziesięciu minut, asyście przy golu Olivera siedziałem struty i cały czas próbowałem dodzwonić się do Nadine. Po powrocie do szatni, wziąłem telefon do ręki i dostrzegłem smsa od ukochanej. Westchnąłem głośno i poszedłem pod prysznic. Ubrałem się, wysuszyłem włosy, udzieliłem kilku wywiadów, wsiadłem do autokaru. Minęła ponad godzina, a Nadine się nie odezwała. Powoli zacząłem odchodzić od zmysłów. Zły zacząłem uderzać pięścią w fotel przede mną. 
- Aaron spokojnie. - usłyszałem głos siedzącego obok Theo.
- Jak ja mam być kurwa spokojny?! Nad nie odbiera, a ten psychol jest w Londynie. Ja sobie tego nie daruję.. - czułem jak łzy napływają mi do oczu. Momentalnie zacząłem szybko trzepotać powiekami żeby się tylko nie rozkleić. 
- Nie panikuj. Może po prostu rozładował jej się telefon. 
- Gniazdek w domu mam aż za dużo żeby go podładować. - prychnąłem. 
- Może w całym Londynie nie ma prądu. - Walcott próbował coś wymyślić, ale stosunkowo mu nie szło.  – No nie wiem.
- Nie pomagasz Theo. – zrezygnowany ukryłem twarz w dłoniach. Miałem złe przeczucia, bałem się, że coś jej się stało. Jeżeli to prawda, to nigdy sobie tego nie wybaczę. Ja nie mogę jej stracić. Już raz to zrobiłem, wyjechała a ja jej nie zatrzymałem. Myślałem, że jestem szczęśliwy, że nic się nie zmieniło, ale tak naprawdę nic nie było takie same bez niej. Nadine jest całym moim życiem, moim największym szczęściem. Życie bez jej uśmiechu, słodkich pocałunków, radosnego śmiechu, seksownych ruchów i tego, że po prostu jest byłoby niczym.
- Nie możesz tak pesymistycznie myśleć, za półtorej godziny będziemy w Londynie. Pojedziesz do domu, a tam z pyszną kolacją będzie na ciebie czekać Nadine. Mówię ci.
- Chciałbym wierzyć w to, co mówisz, Theo.
- Aaron, głowa do góry i myśl pozytywnie. Nad nic nie jest. – Walcott poklepał mnie po plecach i pokrzepiająco się uśmiechnął. Wiem, że na takich przyjaciół zawsze mogę liczyć. W każdej chwili potrafią wesprzeć, czasami otrzeźwić umysł, albo po prostu pogadać o niczym. Lot do Londynu trwał niemiłosiernie długo, zwykła godzina trwała niczym cała doba. Odliczałem sekundy do lądowania, pragnąłem, aby kółka samolotu jak najszybciej dotknęły płyty lotniska. Gdy w końcu to się stało wybiegłem z samolotu najszybciej jak mogłem, przepchnąłem się innych zawodników mojego klubu i złapałem pierwszą lepszą taksówkę. Przez całą drogę poganiałem kierowcę żeby jechał szybciej. Zaoferowałem mu trzykrotność tego, co wskaże mu licznik, byle tylko być już w domu. Dzisiejsze korki w Londynie były jeszcze większe niż zazwyczaj. Czy wszystko musi być teraz przeciwko mnie? Cały czas próbowałem dodzwonić się do Nadine, lecz nikt nie podnosił słuchawki. Po przejechaniu wymarzonego odcinak znalazłem się naszym mieszkaniem. Wbiegłem na trzecie piętro po drodze wpadając na starszą sąsiadkę z dołu. Szybko ją przeprosiłem, podniosłem z podłogi rozrzucone zakupy. Otworzyłem drzwi wejściowe i krzyknąłem
- Nadine! Nad, gdzie jesteś? - zajrzałem do każdego pokoju, ale nigdzie jej nie było. - Nadine! Kochanie proszę. - powiedziałem ze łzami w oczach. Usiadłem na kanapie i próbowałem się uspokoić. - Nadine! - krzyknąłem zrozpaczony. Pojedyncze łzy spłynęły po moich policzka. Nie ma jej, zniknęła. W kuchni stoją garnki i składniki, z których moja ukochana robiła kolacje. Gdzie ona jest? Gdzie jest mój skarb? 

*** 

Otworzyłam oczy, wszystko mnie bolało, chciałam podnieść rękę, ale nie mogłam. Znajdowałam się w jakimś pustym pomieszczeniu, szare ściany, mała lampka zwisająca z sufitu i niewygodne łóżko, na który leżałam. W głowie miałam pustkę, nie wiedziałam gdzie jestem i co ja w ogóle tam robię. 
- Dzień dobry śpiąca królewno. - usłyszałam niski, znajomy głos. Zadrżałam. Nie, proszę nie. Chciałam krzyknąć, ale nie mogłam. Uniemożliwiała mi to taśma na moich ustach. Wydawałam z siebie dziwne, niezrozumiałe nikomu dźwięki. 
- Jeżeli obiecasz mi, że będziesz grzeczna to zdejmę ci ją. Będziesz grzeczna? - zapytał, a ja w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. John przybliżył swoją rękę do mojej twarzy i złapał końcówkę szarej taśmy. - Będzie trochę bolało. - dodał i pociągnął. Syknęłam z bólu i spojrzałam na mojego byłego męża. 
- Co ja w tobie widziałam? Jesteś nikim. Jesteś pieprzonym zerem. 
- Zamknij się. - krzyknął i poderwał się z krzesełka, które stało obok. - Zawsze wiedziałem, że ten twój piłkarzyk to ktoś więcej niż przyjaciel. To z jego telefonów się cieszyłam i chodziłaś w skowronkach przez następne dni. Prosiłem, żebyś przestała się z nim kontaktować. Byłem miły do czasu.. Gdybyś mnie posłuchała nikt by teraz nie cierpiał. My bylibyśmy dalej szczęśliwi w Nowym Jorku, Aaron wziąłby ślub. Nic nikomu by się nie stało. To wszystko przez ciebie. - zamachnął i uderzył mnie w twarz. Poczułam metaliczny posmak krwi w ustach, oczy zaszły mi łzami, które próbowałam powstrzymać. Bałam się, jak nigdy wcześniej. Chciałam być wtedy z Aaronem, przytulić się i poczuć bezpiecznie. Wiem, że już go nie zobaczę. John do tego nie dopuści, prędzej zginę niż wrócę do Walijczyka. 
- Wypuść mnie, nic nikomu nie powiem. Zapomnę o wszystkim, tylko proszę, wypuść mnie. John.. 
- Nie mogę kochanie. Jesteś tylko moja. 
- Co chcesz zrobić, wszyscy mnie szukają, nie uciekniesz. 
- Porwałem cię w biały dzień z centrum Londynu, nadal uważasz, że nie damy rady. Mamy nowe paszporty, prywatny samolot jutro będzie na nas czekał. Mam nadzieje, że spodoba ci się na Malediwach. 
- Co? - zapytałam zszokowana. John podszedł do małej szafeczki i wyjął z niej kopertę. Wrócił na krzesełko i pokazał mi mój nowy paszport. 
- Anastasia Brown. Ładnie prawda? 
- Nie, jestem Nadine Smith i nic i nikt tego nie zmieni. - warknęłam. 
- Nie zachowuj się jak suka i bądź grzeczna, bo przestanę być miły. - zbliżył swoją rękę do mojego ramienia przejechał po nim. 
- Nie dotykaj mnie! - krzyknęłam i wzdrygnęłam się - Brzydzę się tobą. 
- Siedź cicho i nie kombinuj. Zaraz wracam. - wstał z miejsca i wyszedł z małego pomieszczenia. Odetchnąłem z ulgą i zaczęłam rozglądać się po pokoju. Chciałam uciec, ale nie wiedziałam jak. Nie wiedziałam, co mam robić. Jakąkolwiek czynności uniemożliwiała mi taśma, która sklejała moje ręce i nogi. W pewnym momencie w przeciwległym rogu zobaczyłam małą agrafkę. Zsunęłam się z łóżka i doczołgałam po mały przedmiot. Z trudem, przybierając dziwne pozycje udało mi się ją podnieść. Wróciłam na łóżko i schowałam agrafkę do kieszeni spodni. Nagle ponownie do pokoju wszedł John. Odetchnęłam głośno, w ostatniej chwili udało mi się wrócić na miejsce, w którym mnie zostawił. 
- Twój telefon cały czas dzwoni, może czas odebrać. Co sądzisz? - szeroko się uśmiechnął i urwał kawałek taśmy. - Ale musisz wtedy być bardzo cicho. - zbliżył się do mnie i mimo moich ogromnych próśb znowu zakleił mi usta. Po paru sekundach telefon znowu zadzwonił. John odebrał i włączył głośnomówiący. 
- Nad? - usłyszałam głos Aarona i pojedyncza łza pociekła mi po policzku.
- Nie Aaron. Miło cie w końcu poznać. 
- Gdzie jest Nadine?! - krzyknął piłkarz. 
- Bezpieczna. 
- Oddaj mi ją. - powiedział łamiącym się głosem, a John zaczął się śmiać. 
- Nie zapominaj, że to moja żona.
- Chce z nią porozmawiać. Teraz. 
- Nie ma takiej możliwości. - uśmiech nie schodził mu z twarzy. Wyglądał jakby wygrał mistrzostwa świata, osiągnął swój cel. 
- Daj mi ją kurwa do telefonu! 
- Spokojnie piłkarzyku. - John szybko zdarł taśmę i wręczył mi telefon. 
- Aaron.. - wyszeptałam.
- Nad, kochanie. Gdzie jesteś? 
- Nie wiem, nie mam pojęcia. 
- Coś ci zrobił? 
- Nie. Boję się, chcę do domu. 
- Niedługo wrócisz, obiecuję. 
- Aaron pamiętaj, że bardzo cię kocham, a czas spędzony z tobą był najwspanialszym, co mnie spotkało. Bardzo cie kocham. - czułam, że słyszę go po raz ostatni. Że już nigdy nie usłyszę jego głosu, nie przytulę się, nie pocałuję jego delikatnie zarośniętej twarzy. Aaron całkowicie zniknie z mojego życia, zostanie tylko w najpiękniejszych wspomnieniach.
- Nadine, nie żegnaj się, proszę. Znajdę cię, zanim się obejrzysz znowu będziemy razem. Obiecuję, że cię znajdę. 
- Pamiętaj. - powiedziałam dławiąc się łzami. 
- Bardzo cię kocham księżniczko. Znaj... - nie dokończył, bo John wyrwał mi telefon. 
- Koniec tego dramatu. Mam nadzieję, że się pożegnałeś, bo już więcej jej nie zobaczysz. Żegnaj Aaron. 
- Nadine! - krzyknął, ale Amerykanin rozłączył połączenie. 



~~~~~~~~~
Dawno mnie tu nie było, wiem, przepraszam, ale całkowicie straciłam wenę. 
Rozdział czekał na publikację od początku czerwca, ale nie mogła się do niego przekonać, w sumie nie wiem czemu. Został rozdział może dwa i epilog i koniec tego opowiadania. Nie wiem kiedy następny rozdział, ale chcę do końca wakacji skończyć to opowiadanie. Zostanę z samym Xavi, a po jego zakończeniu zastanowię się co dalej. Może skończę z pisaniem? Nie wiem jeszcze, na to znajdzie się odpowiedź jesienią. Chciałam napisać wszystkie opowiadania co miałam w planach, ale nie wiem co z tego wyjdzie. 
Na razie mogę powiedzieć,
Do następnego,
Ines ;*