piątek, 24 kwietnia 2015

Eight.

Odkąd dowiedziałem się, że John przyjechał do Londynu chodziłem cały spięty. Nawet miałem wrażenie, że przejmowałem się tym bardziej niż Nadine. Ale to nie jest możliwe, widziałem jak płacze po kątach a gdy zaczynam ten temat szybko go kończy. Nie potrzebuje jej potwierdzenia żeby wiedzieć, że się boi. Kto by się nie bal w takiej sytuacji? Sam rozglądam się na ulicy trzy razy częściej niż zwykle. Jutro z całą drużyną lecimy do Manchesteru na sobotni mecz z City. Chciałem pogadać z trenerem, powiedzieć mu, jaka jest sytuacja i zostać w Londynie, ale za każdym razem, gdy o tym wspominałem Nadine ostro zaprzeczała. Tak jak tym razem.
- Nad nie muszę jechać do Manchesteru, dadzą sobie radę beze mnie.
- Aaron mówiłam już, nie jestem małą dziewczynką, poradzę sobie. To tylko dwa dni, nawet niecałe. Nic mi się nie stanie. - próbowała być przekonująca, lecz w jej głosie nie było słychać tej pewności. 
- A obiecasz mi, że nie będziesz się ruszać z domu bez potrzeby? A jak już będziesz musiała to będziesz dzwonić, że wychodzisz i dawać znać, że wróciłaś?
- Dobrze, obiecuje misiu. - podeszła do mnie i pogłaskała po policzku. - Jutro polecisz a pojutrze wrócisz. Będzie dobrze, musi być. 
- Chciałbym żeby tak było. Nie pozwolę żeby coś ci się stało, nie darowałbym sobie tego. I tak wiem, że gdybym pojechał wtedy do Nowego Jorku to
- Ciii - położyła palec na moich ustach i po chwili je musnęła. - Kocham cie i tylko to się liczy. 
- Ja tez cie kocham Nad, jesteś dla mnie najważniejsza, pamiętaj o tym. - spojrzałem wiej piękne czekoladowe oczy i zatopiłem się w nich. - To jak mam jutro wyjechać to dasz się zaprosić na romantyczną kolacje? 
- Kolacje? Zawsze. - powiedziała z szerokim uśmiechem.
- To ubierz się pięknie i za godzinkę pojedziemy. - cmoknąłem ją w policzek a Angielka delikatnie się zaczerwieniła i po chwili zniknęła za drzwiami sypialni. Sam wyjąłem rzeczy z walizki i poszedłem się przygotować. Po około pół godzinie byłem gotowy. Ciemne spodnie, biała koszula i idealnie ułożone włosy. Więcej do szczęścia nie było mi potrzebne, oprócz Nadine oczywiście. Siedziałem na kanapie bawiąc się telefonem, gdy z sąsiedniego pokoju wyszła Angielka. Prezentowała się  nieziemsko. Bordowa sukienka  do połowy uda opinająca się na jej zgrabnym ciele. Długie, podkręcone włosy spoczywały na jej ramionach a całość dopełniały wysokie granatowe szpilki. Wyglądała niczym anioł, a ja miałem wrażenie, że znalazłem się w niebie. 
- Przepięknie wyglądasz. - chwyciłem ją za rękę i przeciągnąłem do siebie. Spojrzałem w ciemne oczy otoczone długimi rzęsami i musnąłem jej wymalowane usta. Położyłem dłonie na jej biodrach i namiętnie wpiłem się w jej usta. Po chwili odwzajemniła pocałunek, był on coraz bardziej namiętny, ale tez wyrażał więcej już tysiąc słów. Zsunąłem dłoń na jej udo i przejechałem wargami po jej szyi pachnącej kwiatami. 
- Nie mieliśmy iść na kolacje? - zapytała ze śmiechem Nadine. 
- Mam ochotę na deser. - cwaniacki się uśmiechnąłem i przygarnąłem jej włosy za ucho. 
- Będziesz musiał na niego poczekać. - słodko się uśmiechnęła i pstryknęła mnie w nos. Głośno westchnąłem i jeszcze raz krótko musnąłem jej usta.  
- Niech będzie. Gotowa? - zapytałem a w odpowiedzi Angielka potrząsnęła głową. Po kilkunastu minutach drogi dojechaliśmy pod elegancka restauracje w centrum. Znajdowała się ona na ostatnim piętrze gdzie z tarasu rozdzierał się piękny widok na oświetlony Londyn. Usiedliśmy w rogu sali i od razu zamówiliśmy czerwone wino. Nie mogłem przestać patrzeć na Nadine. Była taka piękna, niczego jej nie brakowało. Była idealna, a ja byłem cholernym szczęściarze, że właśnie we mnie się zakochała. Zamówiliśmy ravioli i po prostu cieszyliśmy się swoim towarzystwem. 
- Piękna jesteś. - powiedziałem zgodnie z prawdą. 
-Tak bardzo, że mogłabym zagrać dziewczynę Bonda? - zapytała z szerokim uśmiechem. 
- One nie dorastają ci do pięt. 
- Zawsze wiedziałam, że powinnam iść na ten casting. Muszę poczekać na kolejna część.
- Oj na pewno nie. Żadnego Bonda, ty jesteś dziewczyną Ramseya i koniec. 
- Dobrze panie Ramsey, czy każda kolacja z panem kończy się tak jak ta z Bondem? - spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs i uroczo nimi zatrzepotała. 
- Jestem pewien, że ta na pewno. - powiedziałem a Nadine wybuchła śmiechem. 
- Trzymam cie za słowo misiu. - chwyciłam mnie za dłoń a ja pocałowałem jej wierzchnią stronę. Po przepysznej kolacji i romantycznej nocy przyszedł czas mojej podróży do Manchesteru. Opierałem się, że mogę zdecydować się jeszcze, że nie jadę. Lecz Nadine ostro protestowała. Bałem się ją zostawić samą, bałem się, że coś jej się stanie a ja będę daleko. Wiem ze to tylko dwa dni, ale nie daruje sobie, jeżeli... Nawet nie mogę o tym myśleć.  Pożegnałem się z nią czule, przebrałem klubowy dres i pojechałem pod ośrodek treningowy gdzie zbierali się wszyscy zawodnicy i sztab trenerski. Mimo, że ślub odwołałem już prawie tydzień temu chłopaki nadal o tym nie wiedzieli. Jakoś nie wiedziałem jak to zrobić. Po wejściu do samolotu zająłem wolne miejsce przy oknie, a w moim najbliższym otoczeniu usiedli tez Olivier, Theo, Alexis, Hector i Santi. Napisałem krótkiego smsa do Nad "Jestem już w samolocie, uważaj na siebie. Kocham cię". Samolot odbił się od płyty boiska i każdy z piłkarzy przeniósł się do swojego własnego świata zakładając na uszy słuchawki. Wziąłem do ręki gazetę z ofertami domów na sprzedaż w Londynie i zacząłem szukać, czego dla mnie i Nadine. Jak na złość nie było nic ciekawego. Westchnąłem głośno i podnosząc się z miejsca zawołałam do piłkarzy, którzy po chwili prawie, że równocześnie zdjęli słuchawki. 
- Jest w waszej okolicy jakiś dom na sprzedaż może? - zapytałem po chwili. Chłopaki spojrzeli po sobie i potrząsnęli przecząco głową. Już miałem wrócić zrezygnowany na miejsce, gdy słyszałem wołanie Sancheza. 
- Oli, na twojej ulicy jest chyba dom na sprzedaż?
- Racja, Jennifer ostatnio suszyła mi głowę, że jest w nim pięć garderób a my mamy tylko trzy. - okręcił teatralnie wzrokiem. 
- Nadine by się ucieszyła, miałaby gdzie schować swoje skarby. - powiedziałem z uśmiechem. 
- Powtórz. - powiedział Francuz.
- Będzie miała gdzie chować ciuchy i buty. 
- Nie to.
- Nadine by się ucieszyła. 
- A co ona ma do tego?  
- Odwołam ślub i jestem z Nadine. 
- Z kim? - Theo aż zakrztusił się wodą, którą akurat pił. 
- Mam ci przeliterować? 
- Tak.
- N-A-D-I-N-E 
- O kurwa. - wrzasnął Sanchez. 
- Wiedziałem, że ten pocałunek w kuchni coś znaczył. - wtrącił się Oli. 
- Panowie, Aaron zmądrzał! Ślubu nie będzie, a jeżeli tak to na pewno nie z Colleen. - krzyknął Hector. Nagle cała drużyna zaczęła głośno krzyczeć i bić brawo. Dosłownie jakbym coś wygrał, ale w sumie wygrałem. Mam Nadine.   
- Spokój, nie jesteśmy na boisku. - warknął głośno trener, który wyszedł z małej łazienki. - Meczu jeszcze nie było a wy już świętujecie.
- Ale trenerze, bo jest wielka okazja. Aaron odwołał ślub. - krzyknął ktoś z końca samolotu. 
- Naprawdę? - zapytał się z niedowierzaniem. - No w końcu. Racja jest, co świętować, ale nie teraz. Teraz to się macie skoncentrować na meczu i jak go wygramy to będziecie mogli świętować podwójnie, ale nie teraz. - Chłopaki posłusznie wrócili na swoje miejsca i założyli słuchawki na uszy, jedynie Theo z Olivierem byli nieugięci i usiedli obok mnie dopytując się wszystkiego.  Streściłem im ostatni tydzień oraz krótko to, co Nadine przeżyła w Nowym Jorku. Miedzy czasie zdążyłem napisać chyba z trzy razy do Angielki i zapytać się czy wszystko jest okej. 

***

 Jestem szczęśliwa, jak nigdy. Mam przy sobie Aarona, najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Nie wiem jak to jest możliwe, że przez tyle lat znajomości nigdy nie przeszło nam przez myśl żeby spróbować razem. Zawsze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, wspierającymi się w trudnych chwilach i w tych dobrych. Noe było dnia żebyśmy nie rozmawiali przez telefon czy pisali do siebie wiadomości. Byliśmy od siebie uzależnieni, ale nikt nigdy nie powiedział, że to z powodu tego, że się kochamy. Teraz Ramsey jest dał mnie wszystkim, zawsze był, ale teraz jest jeszcze ważniejszy. To o niego się boje, nie o siebie. Jeżeli coś komuś ma się stać z powodu przylotu do Londynu Johna to tylko Aaronowi. A ja nie mogę pozwolić żeby mój skarb został skrzywdzony. Miedzy innymi, dlatego wygoniliśmy go do Manchesteru. Piłka jest jego życiem, pracą i ogromną pasją wiec ja nie mogłam powiedzieć mu, że ma zostać ze mną w stolicy, bo się boje i zanim wyjdę z domu przemyśle to trzy razy. Wtedy przemyślałam o raz za mało. 
Robiłam sobie późny obiad, mecz Arsenału właśnie się kończył, Kanonierzy wygrywali 2:0 i nie było symptomów, że w dziesięć minut Diabły wyrównają. Nagle zorientowałam się, że brakuje mi jednego bardzo ważnego produktu. Założyłam sportowe buty, zarzuciłam na wierz kurtkę i napisałam Aaronowi krótkiego smsa "Idę do sklepu za rogiem, napisze jak wrócę. Kocham". Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam z mieszkania. Przeszłam kawałek, gdy nagle zobaczyłam portfel leżący na ziemi. Obok chodnika stał czarny jeep a w środku nie było nikogo. Schyliłam się po skórzaną zgubę i otworzyłam żeby zobaczyć dowód osobisty właściciela. Momentalnie zamarzłam, zaczęłam nerwowo się obracać wokół własnej osi i nagle przede mną wyrosła postać. 
Cześć kochanie, dobrze cie widzieć. Pojedziemy na małą przejażdżkę. - Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, lecz nie zdążyłam.  Poczułam jego dłoń razem z jakąś chusteczką na moich ustach i nosie. Nogi momentalnie mi się ugięły i nic więcej nie pamiętam. 






7 komentarzy:

  1. O matko! :o Ten głupi John! Liczę na szybką kontynuację :D A ta reakcja chłopaków i trenera na wieść o Nadine - bezcenna ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku wgl przeczytałam, że to epilog i myślałam, że tak się skończył, po czym zdałam sobie sprawę, ze to nie "epilog" a "eight". Tak, czytanie o 22:58 :p co do rozdziału... DLACZEGO TEN JOHN JĄ PORWAŁ? :O dodawaj następny raz, dwa, bo ja nie wiem co zrobię :I
    Czekam z niecierpliwością. Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, najpierw musiałam odreagować, nim będę w stanie skomentować ten rozdział :) Zresztą zaraz mam jeszcze Xaviego i pewnie kolejny rz się popłaczę.
    Ogólnie czekałam na tą część, ale ty wiesz o tym najlepiej. Było warto. Taka sielanka mojego kochanego Aarona. Aż się cieplej na sercu robi, wiesz? Szkoda tylko, że nie ze mną, ale... ale skoro jest szczęśliwy, to wybaczam :)
    Ten idiota John... wiedziałam, że jego wyjazd do Manchesteru nie wyjdzie na dobre. Za dobrze Cię znam misia! No i się nie przeliczyłam. Z kolorowego świata wypełnionego tęczą nagle życie Aarona stanie się czarno-białe. Eh... z niecierpliwością (i to ogromną) czekam na następny kochanie ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja również wiedziałam, że pod nieobecność Aarona, wydarzy się coś złego :(
    Chłopcy z drużyny ucieszyli się na wiadomość o spiknięciu się Ramseya i Nad, więc po meczu pewnie każdy stanie do boju o nią, z Walijczykiem na czele!
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. CZY JA CIĘ MAM ZABIĆ ZA TĘ KOŃCÓWKĘ?
    Aaron, mogłeś zostać ;;;;;;;;;;;;;
    Awwwh, nareszcie chłopacy się dowiedzieli, mmm <3
    czekam na kolejny, ob Nad nic nie było, a Aaron ją uratował *o*

    OdpowiedzUsuń
  6. Trochę się przejmowałam, ale po początku przyszły fragmenty bardziej sielskie w tym rozdziale, i gdzieś zapomniałam o tym, że coś może grozić Nad. I chłopaki w samolocie pełna radość, a tu ten koniec... Jak mogłaś?!

    OdpowiedzUsuń
  7. no ja nie wierzę, że to się stało, omg......
    JA WIEDZIAŁAM, ŻE JAK AARON RUSZY DUPE TO COŚ SIĘ STANIE, TAKIE RZECZY SIĘ PRZECZUWA. :)
    halo, ja kocham tego bloga :''')
    czekam z niecierpliwością na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń