Obudziły mnie
promienie słoneczne wpadające do mojej sypialni przez okno. Pomrugałam kilka
razy i otworzyłam oczy. Poczułam dłoń piłkarza na swojej talii, delikatnie się
odwróciłam i spojrzałam na śpiącego Aarona. Wyglądał jak małe dziecko,
delikatnie unosił kąciki ust przez sen i lekko pochrapywał. Uśmiechnęłam się
sama do siebie i wstałam z łóżka na tyle delikatnie żeby go nie obudzić.
Poszłam do łazienki gdzie doprowadziłam się do przyzwoitego stanu, zrobiłam delikatny
makijaż, włosy rozczesałam i zostawiłam rozpuszczone. Ubrałam się w czarne
rurki, białą koszulę i na to jeansową kurtkę. Włączyłam radio i zabrałam się za
przygotowywanie naleśników na śniadanie. Gdy smażyłam ostatnie usłyszałam ruchy
Aarona w sypialni. Nadusiłam przycisk na ekspresie żeby przygotował dla nas
kawę.
- Dzień dobry śpiochu.
– powiedziałam, gdy wszedł do salonu. Zaspany przecierał jeszcze oczy i ziewał.
Wyglądał tak seksownie.. Artystyczny nieład na głowie, idealnie wyrzeźbione
mięśnie brzucha, dresowe spodnie założone na tyle nisko żeby wystawał pasek od
bokserek z napisem Calvin Klein. Cholera!
- Dzień dobry. Co tak
pięknie pachnie?
- Naleśniki. Zaraz
będą gotowe. Nadal słodzisz dwoma łyżeczkami kawę?
- Tak. Pójdę się
przebrać i zaraz wracam. – delikatnie się uśmiechnął i poszedł do łazienki. Jak
się wczoraj okazało moja szafa skrywa nie tylko moje ubrania, ale Aarona też.
Tym sposobem znaleźliśmy na przykład jego dresy. To może się wydawać odrobinę
dziwne, ale rok temu było na porządku dziennym, że piłkarz spał u mnie, miał
nawet swoją szczoteczkę do zębów u mnie. To, że zostawał w moim mieszkaniu
kilka dni z rzędu nie było czymś dziwnym, przynajmniej nie dla nas. To, że
spaliśmy w jednym łóżku nie miało żadnym podtekstów. Byliśmy i jesteśmy tylko
przyjaciółmi.
- Mmm dobre. –
powiedział Walijczyk, gdy szybko zjadł pierwszego naleśnika – Zawsze robiłaś
najlepsze.
- Dziękuję. Podrzucisz
mnie do centrum? Muszę coś załatwić.
- Jasne. To pod drodze
na trening, więc nie ma sprawy. Muszę częściej wpadać na te naleśniki. –
powiedział, a ja wybuchłam śmiechem.
Obwiązałam szyję
brązowym szalikiem, wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy schowałam do skórzanej
torebki. Przejrzałam się jeszcze w lustrze i uznałam, że jestem gotowa. Aaron
podniósł się z kanapy i wyszliśmy z mieszkania. Kolejny pochmurny dzień w
Londynie, z zachmurzonego nieba, co jakiś czas spadały krople deszczu.
Jechaliśmy ulicami stolicy, nagle, gdy zatrzymaliśmy się na czerwonym świetle
zaczęło lać.
- Znowu leje. Zwariuję
kiedyś. – mruknął piłkarz.
- Oj nie przesadzaj.
Nie jest tak źle. Ja się nawet stęskniłam za tą pogodą. Na następnym
skrzyżowaniu możesz się zatrzymać.
- Na pewno? – zapytał
mrużąc brwi.
- Tak. Jeszcze raz
dziękuję za podwózkę. – cmoknęłam go w policzek i wysiadłam z samochodu. Gdy
tylko Aaron zniknął za rogiem zmieniłam kierunek, w którym szłam. Rozłożyłam
wiśniową parasolkę i unikając dużych kropel deszczu udałam się pod budynek
ambasady amerykańskiej. Odetchnęłam głęboko i weszłam do środka. Ochroniarz
wskazał mi drogę, po chwili znalazłam się na trzecim piętrze.
- Dzień dobry, ja do
agentki Jennifer Parker. – powiedziałam do wysokiego mężczyzny, którego minęłam
na korytarzu.
- Tamte drzwi. –
odpowiedział i wskazał dębowe drzwi po lewej.
- Dziękuję. –
uśmiechnęłam się i weszłam do gabinetu. Średniego wzrostu blond Amerykanka
przywitała mnie bardzo miło.
- Pani Smith, jeśli
dobrze kojarzę.
- Tak, to ja. Są już
jakieś postępy w sprawie? – zapytałam siadając na krześle obok niskiego
stoliczka do kawy.
- Na ten moment nic
się nie zmieniło. Jeśli jest Pani zdecydowana to musi Pani podpisać parę
dokumentów.
- Oczywiście, że tak. Nie
ma innej możliwości w tym wypadku.
- Rozumiem. I bardzo
współczuję. – podała mi plik kartek i wskazała gdzie mam złożyć parafkę - Jest
Pani tutaj bezpieczna?
- Myślę, że tak.
- W razie, czego
proszę dzwonić o każdej porze. Jak będziemy mieli jakieś nowe informacje to się
do Pani odezwiemy.
- Dziękuję za pomoc.
Do widzenia.
Z nierówno bijącym
sercem siedziałam na ławce przed ambasadą i z trudem powstrzymywałam łzy.
Miałam nadzieję, że wraz ze złożonymi podpisami oderwę się od tego, co się
stało w Stanach już na zawszę. Ręce cały czas trzęsły mi się jak szalone. Muszę
przestać myśleć o nim. Jestem daleko, dzieli nas ocean i tysiące kilometrów.
Nic mi tu nie grozi. Jestem już bezpieczna..
***
Na treningu w ogóle
nie mogłem się skupić, myśli cały czas odbiegały od piłki. Przed oczami
widziałem jej uśmiech, błysk w oku, ale też łzy. Nadine nigdy nie płakała, no
chyba, że po Pretty Women, ale czułem, że nie mówi mi wszystkiego, że ukrywa
coś i bardzo przez to cierpi. Nie mogę pozwolić żeby mój Maluch był smutny i
się czymś przejmował. Muszę sprawić żeby znowu cały czas się uśmiechała i była
szczęśliwa.
- Aaron, ziemia wzywa!
– usłyszałem głośny krzyk Theo i po chwili zorientowałem się, że mam piłkę pod
nogami. Szybko się jej pozbyłem kopiąc w stronę Mesuta.
- Co ty taki niemrawy
dzisiaj? – zapytał się Olivier.
- Wydaje ci się.
- Pewnie, a odpływasz myślami,
co chwilę tylko, dlatego że deszcz pada.
- Nadine wróciła. –
odpowiedziałem i kąciki ust mimowolnie się uniosły.
- Serio? To świetnie,
nie cieszysz się?
- Cieszę się i to
bardzo, chyba aż za bardzo.
- Mówiłem ci, że ten
ślub to zły pomysł. – powiedział i uderzył mnie w ramie. – Mówiłem.
- Co mówiłeś? –
zapytał się Theo, który zdążył do nas podbiec.
- Że ten ślub to jakaś
paranoja. – krzyknął ożywiony Giroud.
- Nie powiem, że nie.
- Ja tu jestem. –
wtrąciłem się.
- Widzę, ale i tak
sądzę, że Col to nie jest dobra partia. Nie pasujecie do siebie. Co innego ty i
Nadine. Bylibyście świetną parą. – powiedział pewnie Walcott.
- A Nadine właśnie
wróciła. – dodał szeroko uśmiechnięty Olivier.
- To się świetnie
składa.
- Panowie, ja doceniam
wasze chęci i starania, ale kocham Col i jestem szczęśliwy.
- Jasne, a ja nie
jestem Francuzem. – syknął Giroud – Wmawiaj sobie wmawiaj.
Wracałem do domu
bardzo okrężną drogą, normalnie zajmowało mi to góra kwadrans. Tym razem trwało
to prawie dwie godziny. Pojechałem do centrum, okrążyłem Hyde Park, zatrzymałem
się nad Tamizą. Nawet siarczysty deszcz mi nie przeszkadzał. Stałem oparty o
maskę samochodu i zastanawiałem się nad tym wszystkim, co mówili moi
przyjaciele. Nie, nie, nie. Musi mi się przestać wydawać, kocham Colleenn,
naprawdę. I chcę się z nią ożenić. Nadine jest tylko moją przyjaciółką.
Najlepszą, najukochańszą, najprawdziwszą, najśliczniejszą.. Kurde!
PRZYJACIÓŁKĄ! Tylko przyjaciółką.
Do domu dotarłem w
dość podłamanym humorze, najchętniej założyłbym na uszy słuchawki i przeniósł
się do innego świata. Otworzyłem drzwi i nabierając powietrze do płuc wszedłem.
- Hej. Wróciłem. –
krzyknąłem, odłożyłem torbę treningową na komodę i zdjąłem czarne Airmaxy.
Zdziwiłem się lekko brakiem jakiegokolwiek odzewu ze strony Colleen. Wszedłem
do salonu i stanąłem jak wryty na widok Nadine.
- Hej. – odezwała się
moja przyjaciółka i pocałowała mnie w policzek. – Zapomniałeś telefonu. –
dodała i oddała mi go. Chwyciłem się za kieszeń i okazało się, że naprawdę go
nie ma.
- Oo dzięki. Nawet się
nie zorientowałem. Zostaniesz na obiedzie czy coś?
- Nie, wrócę do
siebie. Muszę jeszcze zakupy zrobić i w ogóle. – powiedziała z uśmiechem, na
sercu od razu zrobiło mi się cieplej, a zły humor poszedł w siną dal. Jej
uśmiech był lekarstwem dla mojej duszy. – Pójdę już. Miło było poznać. –
zwróciła się do Col, a ta odpowiedziała jej krótko ze sztucznym uśmiechem.
Chyba się nie polubiły.
- Dobrze. Zadzwonię
jutro. – pocałowałem ją w policzek i odprowadziłem do drzwi.
- W końcu wróciłeś.
Lepiej późno niż później. – powiedziała zła Colleen.
- Przepraszam.
Zasiedziałem się wczoraj, a poza tym wino wypiłem. – zacząłem się tłumaczyć.
- Pewnie, mogłeś,
chociaż zadzwonić. Martwiłam się.
- Przecież nic się nie
stało, wiedziałaś gdzie jestem. – wywróciła oczami i skrzyżowała ręce na
piersiach.
- Nie mówiłeś, że jest
taka ładna.
- Śliczna,
prześliczna. – powiedziałem w myślach. Na szczęście zdążyłem ugryźć się w
język. – Ty i tak jesteś najładniejsza. – podszedłem do niej i mocno
przytuliłem. Cholera, co się ze mną dzieje?!
Przez Ciebie chyba zaraz naprawdę wymyślę kolejne opowiadanie o Ramseyu... On jest kochany <3
OdpowiedzUsuńI chłopaki mają stuprocentową rację! Ten cały ślub z Colleen to bardzo, bardzo zły pomysł! Aaron musi się poważnie zastanowić znów nad tym, czy Nad faktycznie jest dla niego tylko i wyłącznie PRZYJACIÓŁKĄ!
Czekam na kolejny rozdział ;*
O kurka. Coś między nimi jest!!! :D Już się nie mogę doczekać tego, jak rozwinie się akcja ;*
OdpowiedzUsuńEj, trzeba pisać tego więcej, żeby ta powyżej jeszcze nam coś o nim stworzyła! Zgadzasz się, prawda? :')
OdpowiedzUsuńAarona zawsze był, jest i będzie kochany <3 No chyba, że pójdzie do Chelsea... Dobra, chyba i tak nie umiałabym przestać go wielbić. Ale nie na tym mam się tutaj skupić, prawda?
Gdzie ty masz tutaj beznadziejny koniec, co?! Jest WSPANIAŁY i nawet nie waż się mówić inaczej. Bo kłamczysz! I to bardzo mocno! ;* Giroud ma rację, ten ślub to porażka. A Francuskości mu przecież odbierać nie można! Do tego Theo ♥ Dołóż Caluma i się rozpływam. Szczególnie przy tym opisie jego seksowności na początku. Trzymajcie mnie, bo upadnę! Więcej takich wspaniałych czytadeł! <3
No i oczywiście jestem kolejną zwolenniczką ich związku. Nadine i Aaron, Aaron i Nadine... On jest mój, to trzeba pamiętać. Jednak w ostateczności mogę się z Nad podzielić. W końcu chcemy szczęśliwe zakończenie, prawda?
Teraz... uzależniłam się od tego opowiadania, więc z wielką, niesłychaną niecierpliwością czekam na następny rozdział. I co to za TEN, co jej coś zrobił?! Zaraz będę Cię gnębić, przygotuj się skarbie ;*
Oli i Theo mają rację. Ten ślub to paranoja. Przyjaciółka, tak jasne. Wmawiaj sobie, wmawiaj. Ale co się stało w Stanach? Czekam na następny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę.
Kanonierzy, jak zawsze, mają rację! Panienka Colleen w ogóle do niego nie pasuje.
OdpowiedzUsuńAaron, mój misiaczku, pozwalam ci szaleć na punkcie Nadine, tak
Stany... tak musiało się coś złego stać...
Czekam na nn! Pozdrawiam ♥
stoję murem za Arsenalem! Ramsey, ogarnij się, Col nie jest dla Ciebie :) I coś czuję, że to przez nią Nad musiała łatwić tę ochronę... idk czemu XDDDD
OdpowiedzUsuńczekam na kolejny i zapraszam do mnie :*
To widać, że jest między nimi jakaś chemia! Aaron musi tylko się z tym ogarnąć i zrozumieć, bo wiadomo, że ta Col to nic dobrego. Sądzę, że koledzy mu w tym pomogą, bo w końcu Kanonierzy trzymają się razem.
OdpowiedzUsuńMoże i są przyjaciółmi, ale jednak to jest miłość i ta dwójka musi być razem, bo Col to nie partia dla Ramsey'a ;d
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :* Buziaki :*
Aaron to se marzy, oj marzy!
OdpowiedzUsuńAle.. kto wie, może jednak..... :D
czekam na kolejny :*