piątek, 20 marca 2015

Four.

Smacznie spałam, gdy poczułam dziwny pęd powietrza uderzający w moją twarz, na dodatek miał miętowy zapach. Aaron! Idiota, obudził mnie i to w taki bezczelny sposób. A miałam taki piękny sen…
- Już, skończ na mnie dmuchać. –syknęłam otwierając oczy.
- Śnieżka się obudziła, dzień dobry. – odpowiedział z szerokim uśmiechem. – Śpisz jak zabita. Zamówiłem śniadanie, niedługo powinno być. Wyspana?
-Tak. Wygodnie mi było.
- Nie dziwię się, zajęłaś trzy-czwarte łóżka i jeszcze mnie biłaś przez sen. Następnym razem biorę osobny pokój. – powiedział oburzony.
- Zawsze tak mówisz i nigdy tego nie robisz.
- Bo zatrzepoczesz tymi swoimi rzęsami i tak to się kończy. – powiedział i położył się na swojej części łóżka. Ziewnęłam i przetarłam jeszcze odrobinę zaspane oczy.
- Mogę się o coś zapytać? Dlaczego tak naprawdę żenisz się z Col?
- Nad proszę.
- Nie. Za każdym razem, gdy o to pytam to mnie zbywasz. Chcę to zrozumieć, ale nie potrafię, bo nie pozwalasz.
- Kocham ją.
- A potrafisz powiedzieć coś więcej?
- Colleen pojawiła się w moim życiu w momencie, gdy potrzebowałem spokoju, oderwania od tego wszystkiego. Wprowadziła równowagę, zapełniła pustkę, która powstała w moim życiu. Bo moja bratnia dusza była 10 000 kilometrów stąd. – odpowiedział, a ja spojrzałam ja niego pytająco. – Gdy wyjechałaś nie mogłem sobie miejsca znaleźć. Wieczory spędzałem w domu i nie miałem się nawet, do kogo odezwać. Col sprawiła, że znów wyszedłem do ludzi.
- A teraz siedzisz z nią w domu czytając książkę. – prychnęłam, bo całkowicie zaprzeczał swoim słowom.
- Nie znasz jej.
- Czy ty nie rozumiesz, że popełniasz błąd? Co o niej wiesz? – zapytałam zdenerwowana, podniosłam się i usiadłam po turecku przodem do niego.
- Dużo, w pół roku ludzie zdążą się już poznać.
- Zapewne.. Ale na pewno ona nie wie o tobie tyle, co ja czy chłopaki.
- Ale ciebie znam prawie całe życie, a chłopaków kilka dobrych lat.
- I nie widzisz różnicy? Co ona z tobą zrobiła?! – zapytałam retorycznie i pokręciłam głową. – Aaron, jakiego ja znam i jakiego wszyscy uwielbiają nosi swoją zwariowaną przyjaciółkę po nocy ulicami Ibizy, bo ta kupiła sobie beznadziejne buty, siedzi na poręczy balkonu nie zważając na wysokość i pije piwo, ogląda filmy sensacyjne i zajada się przy tym lodami. To jest ten prawdziwy Ramsey. Nie ten, co siedzi w domu, czyta książki i delektuje się ciszą. Ja nie chcę takiego Aarona. – powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nadine..
- Twoja mama ją poznała?
- Tak.
- I..?
- Nie jest zbyt zachwycona, w sumie ma takie samo podejście jak ty z Theo i Olivierem.
- A tata?
- Podziela zdanie mamy.
- Jest więcej przeciwników tego ślubu niż zwolenników.
- Wiesz, co, powiem ci jedno. To moje życie i będę w nim robić to, co będę chciał. Kocham Colleen i zamierzam się z nią ożenić. Bez względu na to, co myślą moi rodzice, chłopaki, ty. Wezmę ten ślub. – krzyknął, podniósł się z miejsca i zabierając telefon z szafki dopowiedział – Odechciało mi się tego śniadania. – po chwili usłyszałam trzaśniecie drzwi. Ukryłam twarz w dłoniach i pozwoliłam łzą spłynąć po moich policzkach. Nie rozumiałam wcale Ramsey’a. Gdy byliśmy sami zachowywał się normalnie, jak kiedyś, ale gdy pojawiał się temat Colleen to zawsze się zmieniał, nie potrafił zrozumieć, że mamy rację. Ślub z tą dziewczyną to będzie największy błąd jego życia. Chcę mu to uzmysłowić, ale on tego nie chce. Woli żyć ze swoim popieprzonym światopoglądem.

Założyłam przewiewną, wzorzystą sukienkę, na nogi delikatne sandałki, zaczerwienione oczy zasłoniłam ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi. Nie miałam zamiaru siedzieć w taki piękny dzień w pokoju i czekać aż ten dureń ochłonie i wróci. Wyszłam na dwór, ciepłe powietrze owiało moje ciało, westchnęłam głęboko i ruszyłam przed siebie. Nie wiedziałem gdzie idę, nie miałam określonego celu spaceru. Po prostu musiałam przestać zamartwiać się tym, że Aaron chce zniszczyć sobie życie.
Usiadłam na brzegu plaży, stopy moczyłam w chłodnej wodzie morza i próbowałam zrozumieć wszystko, co powiedział mi dzisiaj Walijczyk. Może on ja naprawdę kocha? Może jest to jego druga połówka, a my nie tego nie dostrzegamy? Ja chcę żeby on był szczęśliwy, naprawdę. I jeżeli jego szczęściem jest Colleen to to zrozumiem, ale nie chcę żeby popełnił taki sam błąd jak ja…

Wróciłam do pokoju dość późno, chodziłam po plaży, promenadzie, sklepikach. Byłam wszędzie, byle tylko przestać myśleć. Wyszłam na balkon gdzie z butelką wody siedział Ramsay. Gdy tylko mnie zobaczył od razu poderwał się z miejsca.
- Jesteś, tak się martwiłem! – krzyknął i mnie przytulił. – Gdzie byłaś?
- Wszędzie. Tu i tam. – odpowiedziałam zdawkowo.
- Przepraszam, że tak się uniosłem. Przesadziłem.
- Nie, to twoje życie i zrobisz z nim, co będziesz chciał. – powiedziałam i oswobodziłam się z jego uścisku.
- Nad, ty chyba nie jesteś zła? No proszę cię.
- Nie będę się już mieszać. Najlepiej będzie jak po prostu zniknę z Twojego życia. – dodałam i wróciłam do pokoju żeby się spakować. Wyjęłam z szafy małą walizkę i zaczęłam chować do niej ubrania.
- Zwariowałaś?
- Jesteś szczęśliwy z Col. To jest najważniejsze.
- Nadine proszę cię. Nadine! – krzyknął i wyrwał mi koszulkę z ręki. – Nie chcę żebyś wyjeżdżała czy kiedykolwiek znikała z mojego życia. Nawet nie próbuj. – chwycił moją rękę, przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. – Bez ciebie moje życie nie byłoby takie kolorowe. Przepraszam. – dodał i pocałował mnie w czubek głowy.
Nagle rozdzwonił się jego telefon, zrobił kilka kroków i wziął go do ręki. Spojrzał na ekran, a po chwilę na mnie.
- Colleen.
- Odbierz. – powiedziałam ze sztucznym uśmiechem.
Ogarnęłam bałagan, który chwilę wcześniej zrobiłam i uszykowałam sobie białą sukienkę na wieczór. Poszłam do łazienki wziąć długą kąpiel. Orzeźwiona, wymalowana, uczesana i ubrana po niecałej godzinie wróciłam do pokoju.  
- Ślicznie wyglądasz. Gotowa? – zapytał, a ja potrząsnęłam twierdząco głową. – No to idziemy.

Mieliśmy iść do klubu, ale wylądowaliśmy w barze na wolnym powietrzu. Siedzieliśmy na kolorowych sofach i popijaliśmy pomarańczowe drinki. Za kwadrans miał się odbyć wieczorek karaoke, śmiałam się z Aarona, że nie jest na tyle odważny żeby wyjść na scenę i zaśpiewać. Zapierał się oczywiście, że śpiewa pięknie i jest najodważniejszy na tej wyspie.  
- Jesteś jeszcze na mnie zła? – zapytał kilkanaście minut później.
- Odrobinkę. – powiedziałam i pokazałam tą wielkość palcami. Tak naprawdę nie byłam już zła, chciałam się z nim podroczyć. Nie sądziłam, że potoczy się to właśnie w ten sposób.
- Czy mamy jakiegoś ochotnika? Zapraszam, my nie gryziemy! – krzyknął przez mikrofon młody Hiszpan.
- Przestań się gniewać. – pocałował mnie w czoło i wziął duży łyk alkoholu. – Ja! – krzyknął. Myślałam, że pęknę ze śmiechu. Jeszcze nie zaczął śpiewać, ale ja już wiedziałam, że będzie to kompromitacja roku.
- Cześć. – zaczął niepewnie i pokiwał wszystkim gościom – Chyba powariowałem. Nadine to dla Ciebie. – powiedział i muzyka zaczęła grać - Dear Darlin’, please excuse my writing. I can’t stop my hands from shaking.. 'Cause I’m cold and alone tonight. I miss you and nothing hurts like no you.
Brzmiało to komicznie, nie powiem, że nie, ale była to jedna z najpiękniejszych rzeczy jakie ktoś kiedyś dla mnie zrobił. Łzy szczęścia i wzruszenia pojawiły się w moich oczach. Delikatnie potrząsnęłam głową żeby szybko się ich pozbyć.
- Oooh I can't cope. These arms are yours to hold. And I miss you and nothing hurts like no you. And no one understands what we went through. It was short. It was sweet. We tried. We tried .
Skończył śpiewać, wszyscy goście baru zaczęli bić brawo. Poderwałam się z miejsca i rzuciłam się mu na szyję. Objął mnie swoimi silnymi ramionami i szepnął do ucha.
- Kocham cię bardzo mój maluszku, jesteś najlepsza. Nigdy więcej nie myśl, że cię nie potrzebuję.
- Dziękuję. – powiedziałam, a jedna, pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.

  









7 komentarzy:

  1. O mamo, o mamo... I ten uśmiech na koniec... o mamo, o mamo... Chyba powinnam oddychać, prawda? Okej, może się uspokoję. Albo i nie? Dlatego proszę, wybacz mi jeśli ten komentarz będzie nieskładny.
    Powtarzanie po raz tysięczny, że on ma się nie żenić z Col raczej nie ma sensu, ale taka prawda. Ona może stanąć przed ołtarzem tylko i wyłącznie z Nadine. No i ze mną oczywiście, ale to chyba jedynie śniąc na jawie czy w najbardziej nierealnych marzeniach. Jednak od tego są marzenia, prawda? :')
    Nie dziwię się temu misiakowi, że tak gwałtownie zareagował. W końcu mu nerwy puściły, bo każdy podważa jego decyzję itp. itd. W każdym bądź razie ta gwałtowność w pewnym sensie się opłaciła. Później to jego zamartwianie się było naprawdę urocze.
    Do tego wszystkich zaciekawiłaś tym tekstem z jej małżeństwem. Tak mi się przynajmniej wydaje. Mnie tak. Więc gadaj słońce, o co tutaj chodzi? Wcześniej to załatwianie sprawy, teraz ten 'błąd'. No i pewnie ostro nam namieszasz, co w moim mniemaniu skończy się źle dla Aarona, jednak nie musi się nikt martwić, bo ja go z całą i największą na świecie przyjemnością przyjmę i pocieszę <3 Zresztą kto by takiego talentu nie wziął w ramiona, co? Różnica wieku się nie liczy... Co tam to dziesięć lat... bywały i z większą, prawda? :')
    A to karaoke... no znasz moje zdanie na ten temat. Teraz mocno skaczę z radości aż pod sufit. O mamo, o mamo. Śpiewający Aaron! Co za piękna sprawa! <3
    Nad genialnością głównego bohatera już nie raz rozpisywałam Ci się prywatnie i (właśnie, mam napisać służbowo? xd Czy na forum? Niech będzie tak druga opcja), więc chyba nie ma sensu powtarzać tutaj, że wspólnie z Sergio jest najlepszy, najwspanialszy, najsłodszy i w ogóle najgenialniejszy w swoim fachu. Dlatego teraz troszkę o autorce :') Jeśli kiedykolwiek zrezygnujesz z pisania, to Cię chyba automatycznie przez komputer uduszę za marnotrawstwo takiego talentu. No i jak napiszesz kiedykolwiek książkę, to wyślij pocztą egzemplarz lub daj cynk, bo będę musiała dodać ją na honorową półkę arcydzieł, na której znajdują się historie czytane przeze mnie miliony razy. Ale po prostu uwielbiam to, co tworzysz i nic tego nie zmieni :') Czekam więc z niecierpliwością na kolejne rozdziały i części i wgl wszystko! Uwielbiam Cię, wiesz? <3 Oczywiście, że wiesz ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie tylko Nad się wzruszyła ;) Cudowny rozdział. Naprawdę. Świetnie piszesz i ewidentnie masz talent. Ugh, nie mogę się już doczekać kontynuacji. Tak, jestem ciekawska, wiem to, ale po prostu... No ja już chcę wiedzieć, co będzie dalej! :D Czekam na kolejny, kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. ojejciu....:')))) Nad, działaj!! A tylko Ramsey jeszcze się zawaha i weźmie jednak Col.... Ududszę!
    Cudny ;")))
    czekam na nn! *o*

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy by się wzruszył. To było cudowne. Nie ma innej opcji, oni muszą być razem :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Dlaczego on zawsze musi być taki perfekcyjny, no dlaczego?!
    Ten głupek sam sobie przeczy! Gada o tym jak to bardzo kocha Colleen, a tak naprawdę buzują w nim uczucia do Nad!
    Wiesz o czym teraz marzę? By w ostatnią noc na tym urlopie się spili i ze sobą przespali! Tak, zdecydowanie tego żądam!
    Czekam na kolejny rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. To chyba mój ulubiony rozdział! Nad zaczęła ukazywać, że czuje do Aarona coś więcej niż tylko miłość braterską, a on niestety jest zapatrzony w Col. Karaoke oczywiście cudowne <3 Czekam na kolejny ;*
    P.S. Przepraszam za spam: 5 rozdział na http://powiedz-kocham.blogspot.com/ zapraszam ; *

    OdpowiedzUsuń
  7. Skończyłam czytać ten rozdział i dotarło do mnie, że płaczę. Wzruszyłam się do reszty :( Dlaczego, gdy za każdym razem mówią Aaronowi żeby nie brał tego ślubu, mam ochotę krzyknąć, że mi też się to nie podoba ;p Czekam na następny :* Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń