Po zrobieniu z siebie największego pośmiewiska
poszliśmy z Nad na imprezę. Głośna muzyka, światła z laserów, lejący się
litrami alkohol. Tańczyliśmy na parkiecie do kolejnej już rockowej piosenki.
Dawno tak dobrze się nie bawiłem. Po powrocie będę chyba dziękował Olivierowi
na kolanach za ten wyjazd. Szepnąłem Nad do ucha, że idę zamówić dla nas
kolejną kolejkę kolorowych drinków. Usiadłem na wysokim stołku i próbowałem
uspokoić oddech. Ta kobieta mnie kiedyś zabije! Po chwili barman postawił
przede mną dwa kieliszki. Odnalazłem w tłumie moją śliczną przyjaciółkę i
kiwnąłem jej głową ze mam przyjść. Z szerokim uśmiechem usiadłam na stołku
obok.
- Dziękuję, że mnie zabrałeś ze sobą. - powiedziała i
pocałowała mnie w policzek.
- Dla Ciebie wszystko. - posłałem jej mój najlepszy
uśmiech - Zresztą trzeba było nadrobić ten rok. Muszę iść do łazienki, zaraz
wracam. Nie uciekaj mi nigdzie.
Po zrobieniu potrzeby fizjologicznej i przeczesaniu
włosów przed lustrem wróciłem na salę. Przeciskałem się przez tłum młodych
dziewczyn, które proponowały mi wspólne tańce. Oczywiście wszystkim odmówiłem,
ja już miałem partnerkę na ten wieczór. Nagle zauważyłem, że na moim miejscu
siedzi jakiś plastikowy laluś. Wielkie, świecące się mięśnie od balsamu, opięta
koszula i złoty zegarek na nadgarstku. Na jego widok prawie zwróciłem
dzisiejszą kolację. Jego ręka powędrowała na talię Nad i zaczęła podciągać
materiał sukienki. Krew w żyłach zaczęła mi szybko pulsować, poziom adrenaliny
wskoczył na wyższy pułap. Wściekły szybko do nich podbiegłem i traciłem faceta.
- Łapy precz od niej! - warknąłem.
- Dobrze, że jesteś. Mówiłam, że nie jestem sama, ale
nie docierało. - powiedziała zdenerwowana, a w jej oczach było widać strach.
- A ty co? Prywatny ochroniarz. - zapytał zdziwiony
moim widokiem.
- Lepiej, chłopak. Więc wara od niej.
- Jak ty jesteś jej chłopakiem to ja jestem James
Bond.
- Udowodnić ci kurwa?! - myślałem, że mnie coś
strzelił. Najchętniej przywaliłbym mu w tą sztuczną mordkę, ale muszę dbać o
reputacje i swoje dobre imię.
- Z wielką chęcią. - powiedział z dumą. Tak jakby
czuł, że kłamię i zaraz udowodni, że ma racje. Nie mogłem dać mu tej
satysfakcji. Spojrzałem na Angielkę i delikatnie się uśmiechnąłem. Ująłem
jej twarz w dłonie i delikatnie musnąłem jej malinowe usta.
- Okej, sorry. - powiedział chłopak - Jesteś
szczęściarzem. - dodał po chwili i odszedł.
- Przepraszam. - szepnąłem i niepewnie spojrzałem na
Nadine.
- Nic się nie stało. Dziękuje, że pomogłeś mi się go
pozbyć.
- Za dużo wypiłem.. I nie mogę pozwolić żeby ktoś
próbował cię skrzywdzić.
- Aaron spokojnie. Miedzy nami nic się nie zmienia,
naprawdę.
- Na pewno?
- Ramsey.. - spojrzałam na mnie z politowaniem.
Szukałem dziury w całym, wiem. Ale mimo wszystko uważam, że to był zły pomysł.
Mam się żenić! Najgorsze jest to, że nie mam wyrzutów sumienia, wręcz
przeciwnie. Gdybym mógł zrobiłbym to jeszcze raz. Gdy poczułem ciepło jej warg
po ciele przeleciał mnie przyjemny dreszcz i zapragnąłem czegoś więcej.
Cholera!
***
Na samą myśl pocałunku Aarona miękły mi kolana. Nie
wiedziałam, co mam o tym wszystkich myśleć. Niby powiedziałam mu, że między
nami nic się nie zmienia, ale poczułam coś dziwnego. W okolicach serca zrobiło
mi się cieplej. Nie, ja się nie mogę w nim zakochać. No nie!
- Wracamy? Zmęczona już jestem, a jutro wcześnie mamy
samolot.
- Oczywiście. Chodźmy. - delikatnie się uśmiechnął i
objął mnie ramieniem.
Następnego dnia, równo ze wstawiającym słońcem
wylecieliście z Ibizy. Wiem, że będę tęsknić za tym miejscem. I pewnie nie raz
jeszcze tu przylecę. Oparłam głowę na ramieniu Aarona i odpłynęłam w krainę
Morfeusza. Obudziłam się dopiero w momencie, gdy koła samolotu dotknęły
powierzchni ziemi. Wzięliśmy swoje małe bagaże i wyszliśmy z lotniska,
zatrzymaliśmy dwie taksówki i po krótkim pożegnaniu się każdy pojechał do
swojego domu. Następne dni minęły szybko, miałam masę pracy i brak czasu na
cokolwiek. Wracałam późnym wieczorem i zmęczona pisałam na łóżko. Ucieszyłam
się, gdy w czwartkowy wieczór zadzwonił piłkarz i zaprosił mnie na kolacje.
Ponoć Colleen dała się namówić na zaproszenie Theo z Melonie, Oliviera z
Jennifer i mnie. Byłam w szoku, ale cieszyłam się na spotkanie z nimi
wszystkich. Może przekonam się do Colleen?
Założyłam na siebie granatową obcisłą sukienkę do
połowy uda, a na nogi założyłam nowe, beżowe szpilki od Jimmiego Choo.
Spojrzałam w lustro i stwierdziłam, że wyglądam idealnie. Wiedziałam, że jestem
spóźniona. Musiałam zostać dłużej w pracy, zrobić zakupy, a w Londynie były
dzisiaj straszne korki. Zadowolona wyszłam z mieszkania, wsiadłam w taksówkę i
pojechałam do Aarona.
***
Po powrocie z Ibizy i wolnym weekendzie trener dał nam
niezły wycisk. Trenowaliśmy po dwie godziny, później jeszcze masaże, siłownia.
Po południu nie miałem już siły na nic. A jeszcze Colleen cały czas mówiła o
ślubie, tu jakiś garnitur, tu serwetki, tu kwiaty. Na głowę można upaść. Tym
bardziej jak twoje myśli cały czas wracają do pocałunku z twoją najlepszą
przyjaciółką. Nie mogłem o tym zapomnieć, cały czas czułem ich ciepło i smak.
To nie tak miało wyglądać. Nad miała mnie wspierać i cieszyć się razem ze mną
tym ślubem, a wyszło zupełnie inaczej. Na wieczór zaprosiłem chłopaków z żonami
i Nadine. Colleen postawiłem tak naprawdę przed faktem dokonanym. Wiedziałem,
że gdybym zaczął się pytać, co o tym sadzi wyszłoby jak zawsze, czyli wcale. A
teraz nie miała nic do gadania. Stałem w kuchni i przygotowywałem swoje
popisowe dani, rybę z frytkami. Żaden to rarytas, ale wszystkim smakowało. Może
Col kręciłam nosem, że zapraszam przyjaciół i częstuje ich czymś takim, ale
mało mnie to obchodziło.
- Zaraz będą, nie przebierasz się? - zapytałem
narzeczoną siedzącą w dresie na kanapie.
- To twoi goście, ja ich nie zapraszałam.
- Colleen no błagam. Nie wygłupiaj się. Wiesz ile oni
dla mnie znaczą, spróbowałabyś się z nimi dogadać. Proszę, zrób to dla mnie.
- Niech ci będzie. - warknęłam i poszła do
sypialni. Sam zapiąłem ostatnie guziczki przy białej koszuli. Wyjąłem
kieliszki szafki i ustawiłem je na stole. Wszystko było już gotowe. Po
chwili usłyszałem dzwonek do drzwi. Okazało się, że pierwszy przyjechał Francuz
ze swoją żoną. Zajęli miejsca przy stole i po chwili dołączyli do nich Theo z
Melonie.
- Hej. - powiedziała cicho Colleen
wchodząc do salonu. Ubrana w luźną, kwiecistą sukienkę do kolan i brązowe
balerinki. Czy ona, chociaż raz nie może założyć szpilek?! W sumie nie, bo ich
nie ma. A ja tak uwielbiam kobiety na wysokim obcasie.. Są wtedy takie
seksowne! Siedzieliśmy przy stole, panowała radosna atmosfera, śmialiśmy się,
opowiadaliśmy historie z przed lat. Col siedziałam cicho i udawała, że nas
słucha. Nigdy nie lubiłam chłopaków, ich zony uważała za puste panienki, które
dorobiły się czegoś tylko dzięki swojej urodzie i zakręceniu sobie wokół palca
bogatych piłkarzy. Nie znosiłem takiego podejścia, ale cóż mogłem zrobić?
Próbowałem ją jakoś przekonać, ale zawsze szła w zaparte. Powtarzała, że ona
nigdy nie zostanie jedną z wags, mimo że za mnie wychodzi.
Nerwowo zerkałem na ekran telefonu, Nadine
jak nie było tak nie ma. Ona się przecież nigdy nie spóźnia. Nagle usłyszałem
dzwonek do drzwi, szybko poderwałem się z miejsca i poszedłem
otworzyć.
- Hej, przepraszam za spóźnienie, ale
praca, korki, a na dodatek telefonu zapomniałam. - powiedziała z szerokim
uśmiechem.
- Dobrze, że już jesteś. Kolacja zaraz
będzie. - odpowiedziałem i zaprosiłem ja w głąb mieszkania. Przywitała się z
chłopakami i ich partnerkami szczerymi uściskami. Do Colleen tylko mruknęła
'cześć'.
Siedzieliśmy przy stole po zjedzonym
posiłku i delektowaliśmy się czerwonym winem. Olivier opowiadał jakąś
historyjkę, ale w sumie nie wiem, o czym bo moje myśli odpłynęły daleko. Byłem
skupiony na Nadine, na jej uśmiechu, błysku w ciemnych tęczówkach, jej
jedwabistym głosie. Ja już przestałem to kontrolować! Muszę się ogarnąć,
przecież mam się żenić.
- Masz już wybrany garnitur? - wyrwała
mnie z transu Jennifer.
- Nie. W poniedziałek idę do salonu.
Panowie idziecie ze mną.
- Jasne. - mruknęli niezadowoleni.
- Nad idziesz z nami? - zapytał Theo -
Przyda się jakiś kobiecy punkt widzenia.
- Jak mi na to praca pozwoli to pewnie.
- odpowiedziała z szerokim uśmiechem.
Colleen była wśród nas tylko ciałem,
podczas całego wieczoru odezwała się może z pięć razy. Mimo wszystko wśród
reszty panowała bardzo luźna atmosfera, uwielbiałem takie spotkania. Przed
wylotem Nad do Stanów tak wyglądał prawie każdy początek weekendu, najpierw
kolacja w domu któregoś z nas, następnego dnia mecz i dziewczyny siedzące na
trybunach w naszych koszulkach. Col nigdy nie była na moim meczu, powtarzała,
że to nie dla niej, że woli obejrzeć w telewizji, chociaż i tak nigdy tego nie
robiła.
Po jakimś czasie przenieśliśmy się na sofę
w salonie. Śmialiśmy się w niebo głosy, a wszystko przez opowieść Theo jak to
kiedyś zgubiłem się w Manchesterze. No nie moja wina, że nie zauważyłem, że
cała drużyna już poszła a ja nie wiedziałem gdzie i skręciłem nie w tą uliczkę,
na dodatek zapomniałem wtedy wziąć telefonu z hotelu i szukało mnie pół miasta.
Mała aferka się zrobiła a ja się w tym czasie bardzo dobrze bawiłem. Trafiłem
do jakiejś knajpki gdzie na mecz czekali fani Arsenalu. Przyjęli mnie bardzo
ciepło, porobili sobie ze mną zdjęcia, złożyłem autografy na ich koszulkach, a
czasem nawet na serwetkach. Bawiłem się świetnie i nawet zapomniałem, że
zgubiłem resztę drużyny. Miałem szczęście, że graliśmy dopiero następnego dnia,
bo gdy mnie w końcu znaleźli pomocnicy Wengera to było źle. Ale byli wściekli!
Najpierw się cieszyli, że jestem, ale potem miałem małe piekło. Teraz
przynajmniej mamy, co wspominać.
Wino się skończyło, więc poszedłem do
kuchni po nową butelkę dla pań. Wyjąłem je z lodówki i zauważyłem, że do kuchni
wchodzi Nadine. Wyglądała przepięknie, jej piękne, długie nogi,
idealne ciało, różowa szminka na ustach. Zapragnąłem znowu poczuć smak
jej warg. Czułem, że dzieje się ze mną coś dziwnego. Muszę się dowiedzieć czy
one też to czuje. Muszę to wiedzieć!
- Nad muszę cię o coś zapytać. - teraz
albo nigdy. Podszedłem bliżej niej i stanąłem naprzeciwko.
-Tak? - zapytała słodko się
uśmiechając.
- Wtedy na Ibizie to..
- Mówiłam ci, że nic się nie stało.
- Nie, stało się. I czy ty... - chwyciłem
jej rękę i delikatnie przeciągnąłem ku sobie. Spojrzałem w ciemne tęczówki,
które wyrażały więcej niż tysiąc słów. Przygarnąłem niesforny kosmyk jej
brązowych włosów i zbliżyłem swoją twarz do niej. Nasze wargi dzieliły
centymetry, delikatnie uniosłem kąciki ust, a następnie musnąłem jej malinowe wargi.
Endorfiny szczęścia momentalnie poszybowały w kosmos, czułem się jakbym trafił
do nieba.
- O kurwa! - usłyszałem głos Oliviera i
momentalnie odskoczyłem od Angielki. Francuz zdziwiony całą sytuacją wziął wodę,
po którą przyszedł i szybko się wycofał. Wtedy zdałem sobie sprawę, jakim
jestem idiotą. Miałem szczęście, że był to piłkarz, a nie Colleen. Byłbym
skończony!
- Przepraszam. - szepnęła Nadine i
wybiegła z kuchni.
Co ja zrobiłem? Jestem skończonym debilem,
biorę ślub z Colleen, to ją kocham i nie mogę zaprzątać sobie głowy jakimiś
urojeniami na temat Nadine. Ona jest moją przyjaciółką, przyjaciółką, tylko i
wyłącznie przyjaciółką!