Odkąd dowiedziałem się, że John przyjechał do Londynu
chodziłem cały spięty. Nawet miałem wrażenie, że przejmowałem się tym bardziej
niż Nadine. Ale to nie jest możliwe, widziałem jak płacze po kątach a gdy
zaczynam ten temat szybko go kończy. Nie potrzebuje jej potwierdzenia żeby
wiedzieć, że się boi. Kto by się nie bal w takiej sytuacji? Sam rozglądam się
na ulicy trzy razy częściej niż zwykle. Jutro z całą drużyną lecimy do
Manchesteru na sobotni mecz z City. Chciałem pogadać z trenerem, powiedzieć mu,
jaka jest sytuacja i zostać w Londynie, ale za każdym razem, gdy o tym
wspominałem Nadine ostro zaprzeczała. Tak jak tym razem.
- Nad nie muszę jechać do Manchesteru, dadzą sobie
radę beze mnie.
- Aaron mówiłam już, nie jestem małą dziewczynką, poradzę
sobie. To tylko dwa dni, nawet niecałe. Nic mi się nie stanie. - próbowała być
przekonująca, lecz w jej głosie nie było słychać tej pewności.
- A obiecasz mi, że nie będziesz się ruszać z domu bez
potrzeby? A jak już będziesz musiała to będziesz dzwonić, że wychodzisz i dawać
znać, że wróciłaś?
- Dobrze, obiecuje misiu. - podeszła do mnie i
pogłaskała po policzku. - Jutro polecisz a pojutrze wrócisz. Będzie dobrze,
musi być.
- Chciałbym żeby tak było. Nie pozwolę żeby coś ci się
stało, nie darowałbym sobie tego. I tak wiem, że gdybym pojechał wtedy do
Nowego Jorku to
- Ciii - położyła palec na moich ustach i po chwili je
musnęła. - Kocham cie i tylko to się liczy.
- Ja tez cie kocham Nad, jesteś dla mnie
najważniejsza, pamiętaj o tym. - spojrzałem wiej piękne czekoladowe oczy i
zatopiłem się w nich. - To jak mam jutro wyjechać to dasz się zaprosić na
romantyczną kolacje?
- Kolacje? Zawsze. - powiedziała z szerokim uśmiechem.
- To ubierz się pięknie i za godzinkę pojedziemy. -
cmoknąłem ją w policzek a Angielka delikatnie się zaczerwieniła i po chwili
zniknęła za drzwiami sypialni. Sam wyjąłem rzeczy z walizki i poszedłem się
przygotować. Po około pół godzinie byłem gotowy. Ciemne spodnie, biała koszula
i idealnie ułożone włosy. Więcej do szczęścia nie było mi potrzebne, oprócz
Nadine oczywiście. Siedziałem na kanapie bawiąc się telefonem, gdy z
sąsiedniego pokoju wyszła Angielka. Prezentowała się nieziemsko. Bordowa
sukienka do połowy uda opinająca się na jej zgrabnym ciele. Długie,
podkręcone włosy spoczywały na jej ramionach a całość dopełniały wysokie
granatowe szpilki. Wyglądała niczym anioł, a ja miałem wrażenie, że znalazłem
się w niebie.
- Przepięknie wyglądasz. - chwyciłem ją za rękę i
przeciągnąłem do siebie. Spojrzałem w ciemne oczy otoczone długimi rzęsami i
musnąłem jej wymalowane usta. Położyłem dłonie na jej biodrach i namiętnie
wpiłem się w jej usta. Po chwili odwzajemniła pocałunek, był on coraz bardziej
namiętny, ale tez wyrażał więcej już tysiąc słów. Zsunąłem dłoń na jej udo i
przejechałem wargami po jej szyi pachnącej kwiatami.
- Nie mieliśmy iść na kolacje? - zapytała ze śmiechem
Nadine.
- Mam ochotę na deser. - cwaniacki się uśmiechnąłem i
przygarnąłem jej włosy za ucho.
- Będziesz musiał na niego poczekać. - słodko się
uśmiechnęła i pstryknęła mnie w nos. Głośno westchnąłem i jeszcze raz krótko
musnąłem jej usta.
- Niech będzie. Gotowa? - zapytałem a w odpowiedzi
Angielka potrząsnęła głową. Po kilkunastu minutach drogi dojechaliśmy pod
elegancka restauracje w centrum. Znajdowała się ona na ostatnim piętrze gdzie z
tarasu rozdzierał się piękny widok na oświetlony Londyn. Usiedliśmy w rogu sali
i od razu zamówiliśmy czerwone wino. Nie mogłem przestać patrzeć na Nadine.
Była taka piękna, niczego jej nie brakowało. Była idealna, a ja byłem cholernym
szczęściarze, że właśnie we mnie się zakochała. Zamówiliśmy ravioli i po prostu
cieszyliśmy się swoim towarzystwem.
- Piękna jesteś. - powiedziałem zgodnie z
prawdą.
-Tak bardzo, że mogłabym zagrać dziewczynę Bonda? -
zapytała z szerokim uśmiechem.
- One nie dorastają ci do pięt.
- Zawsze wiedziałam, że powinnam iść na ten casting.
Muszę poczekać na kolejna część.
- Oj na pewno nie. Żadnego Bonda, ty jesteś dziewczyną
Ramseya i koniec.
- Dobrze panie Ramsey, czy każda kolacja z panem
kończy się tak jak ta z Bondem? - spojrzała na mnie spod swoich długich rzęs i
uroczo nimi zatrzepotała.
- Jestem pewien, że ta na pewno. - powiedziałem a
Nadine wybuchła śmiechem.
- Trzymam cie za słowo misiu. - chwyciłam mnie za dłoń
a ja pocałowałem jej wierzchnią stronę. Po przepysznej kolacji i romantycznej
nocy przyszedł czas mojej podróży do Manchesteru. Opierałem się, że mogę
zdecydować się jeszcze, że nie jadę. Lecz Nadine ostro protestowała. Bałem się
ją zostawić samą, bałem się, że coś jej się stanie a ja będę daleko. Wiem ze to
tylko dwa dni, ale nie daruje sobie, jeżeli... Nawet nie mogę o tym myśleć.
Pożegnałem się z nią czule, przebrałem klubowy dres i pojechałem pod
ośrodek treningowy gdzie zbierali się wszyscy zawodnicy i sztab trenerski.
Mimo, że ślub odwołałem już prawie tydzień temu chłopaki nadal o tym nie
wiedzieli. Jakoś nie wiedziałem jak to zrobić. Po wejściu do samolotu zająłem
wolne miejsce przy oknie, a w moim najbliższym otoczeniu usiedli tez Olivier,
Theo, Alexis, Hector i Santi. Napisałem krótkiego smsa do Nad "Jestem już
w samolocie, uważaj na siebie. Kocham cię". Samolot odbił się od płyty
boiska i każdy z piłkarzy przeniósł się do swojego własnego świata zakładając
na uszy słuchawki. Wziąłem do ręki gazetę z ofertami domów na sprzedaż w
Londynie i zacząłem szukać, czego dla mnie i Nadine. Jak na złość nie było nic
ciekawego. Westchnąłem głośno i podnosząc się z miejsca zawołałam do piłkarzy,
którzy po chwili prawie, że równocześnie zdjęli słuchawki.
- Jest w waszej okolicy jakiś dom na sprzedaż może? -
zapytałem po chwili. Chłopaki spojrzeli po sobie i potrząsnęli przecząco głową.
Już miałem wrócić zrezygnowany na miejsce, gdy słyszałem wołanie
Sancheza.
- Oli, na twojej ulicy jest chyba dom na sprzedaż?
- Racja, Jennifer ostatnio suszyła mi głowę, że jest w
nim pięć garderób a my mamy tylko trzy. - okręcił teatralnie wzrokiem.
- Nadine by się ucieszyła, miałaby gdzie schować swoje
skarby. - powiedziałem z uśmiechem.
- Powtórz. - powiedział Francuz.
- Będzie miała gdzie chować ciuchy i buty.
- Nie to.
- Nadine by się ucieszyła.
- A co ona ma do tego?
- Odwołam ślub i jestem z Nadine.
- Z kim? - Theo aż zakrztusił się wodą, którą akurat
pił.
- Mam ci przeliterować?
- Tak.
- N-A-D-I-N-E
- O kurwa. - wrzasnął Sanchez.
- Wiedziałem, że ten pocałunek w kuchni coś znaczył. -
wtrącił się Oli.
- Panowie, Aaron zmądrzał! Ślubu nie będzie, a jeżeli
tak to na pewno nie z Colleen. - krzyknął Hector. Nagle cała drużyna zaczęła
głośno krzyczeć i bić brawo. Dosłownie jakbym coś wygrał, ale w sumie wygrałem.
Mam Nadine.
- Spokój, nie jesteśmy na boisku. - warknął głośno trener,
który wyszedł z małej łazienki. - Meczu jeszcze nie było a wy już świętujecie.
- Ale trenerze, bo jest wielka okazja. Aaron odwołał
ślub. - krzyknął ktoś z końca samolotu.
- Naprawdę? - zapytał się z niedowierzaniem. - No w
końcu. Racja jest, co świętować, ale nie teraz. Teraz to się macie
skoncentrować na meczu i jak go wygramy to będziecie mogli świętować podwójnie,
ale nie teraz. - Chłopaki posłusznie wrócili na swoje miejsca i założyli
słuchawki na uszy, jedynie Theo z Olivierem byli nieugięci i usiedli obok mnie
dopytując się wszystkiego. Streściłem im ostatni tydzień oraz krótko to,
co Nadine przeżyła w Nowym Jorku. Miedzy czasie zdążyłem napisać chyba z trzy
razy do Angielki i zapytać się czy wszystko jest okej.
***
Jestem szczęśliwa, jak nigdy. Mam przy sobie
Aarona, najlepsze, co mnie w życiu spotkało. Nie wiem jak to jest możliwe, że
przez tyle lat znajomości nigdy nie przeszło nam przez myśl żeby spróbować
razem. Zawsze byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, wspierającymi się w trudnych
chwilach i w tych dobrych. Noe było dnia żebyśmy nie rozmawiali przez telefon
czy pisali do siebie wiadomości. Byliśmy od siebie uzależnieni, ale nikt nigdy
nie powiedział, że to z powodu tego, że się kochamy. Teraz Ramsey jest dał mnie
wszystkim, zawsze był, ale teraz jest jeszcze ważniejszy. To o niego się boje,
nie o siebie. Jeżeli coś komuś ma się stać z powodu przylotu do Londynu Johna
to tylko Aaronowi. A ja nie mogę pozwolić żeby mój skarb został skrzywdzony.
Miedzy innymi, dlatego wygoniliśmy go do Manchesteru. Piłka jest jego życiem,
pracą i ogromną pasją wiec ja nie mogłam powiedzieć mu, że ma zostać ze mną w
stolicy, bo się boje i zanim wyjdę z domu przemyśle to trzy razy. Wtedy
przemyślałam o raz za mało.
Robiłam sobie późny obiad, mecz Arsenału właśnie się
kończył, Kanonierzy wygrywali 2:0 i nie było symptomów, że w dziesięć minut
Diabły wyrównają. Nagle zorientowałam się, że brakuje mi jednego bardzo ważnego
produktu. Założyłam sportowe buty, zarzuciłam na wierz kurtkę i napisałam
Aaronowi krótkiego smsa "Idę do sklepu za rogiem, napisze jak wrócę.
Kocham". Zamknęłam drzwi na klucz i wyszłam z mieszkania. Przeszłam
kawałek, gdy nagle zobaczyłam portfel leżący na ziemi. Obok chodnika stał
czarny jeep a w środku nie było nikogo. Schyliłam się po skórzaną zgubę i
otworzyłam żeby zobaczyć dowód osobisty właściciela. Momentalnie zamarzłam,
zaczęłam nerwowo się obracać wokół własnej osi i nagle przede mną wyrosła
postać.
Cześć kochanie, dobrze cie widzieć. Pojedziemy na małą
przejażdżkę. - Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, wydać z siebie jakikolwiek
dźwięk, lecz nie zdążyłam. Poczułam jego dłoń razem z jakąś chusteczką na
moich ustach i nosie. Nogi momentalnie mi się ugięły i nic więcej nie
pamiętam.